top of page

Bartosz Parczan Parczyński
Odcinek 39


- Co tu się właściwie dzieje? - zapytał nieznany Antkowi jegomość. - Gomez ! Mów, szybko!
- To właśnie jest signior Antoni, o którym wam opowiadałem - Gomez złapał Antka i przyciągnął do siebie, by nieznajomy mógł się przyjrzeć. - A to, Antku, jest Isaac z rodziny Savage’ów.
- Nietypowe macie nazwisko, panie Isaac - stwierdził Antoni nieufnie, podając mu rękę.
- Wątły trochę - odrzekł Isaac , taksując Antka wzrokiem. - To na pewno on?
- Tak. A ten tutaj to wspaniały syn Archanioła - rzucił Gomez, wskazując na Marco.
- Lynsverd? Tutaj? No proszę, proszę - jemu także uścisnął dłoń. 
Rysy twarzy miał dość łagodne, wręcz wzbudzające zaufanie. Na widok zniechęconej miny Marco uśmiechnął się wesoło.
-To istny zaszczyt poznać Lynsverda. Zwłaszcza potomka Archanioła.
- Znałeś go? - zapytał Marco ożywiony.
- On też nie pałał do mnie sympatią z początku - ciągnął dalej Savage ku irytacji Marco, jakby nie słyszał w ogóle jego pytania - Ale dość o tym. Poznajcie mojego towarzysza! Siedzi o tam, daleko, na tym małym pieńku - wskazał palcem wielkiego mężczyznę czyszczącego buty.
- A jak jemu na imię? - zapytał Antoni.
- Nie wiem - padła zaskakująca odpowiedź. - Jest niemową, więc nie miał okazji się tym pochwalić - rzekł rozbawiony. - Signior Antoni, ci panowie od dzisiaj będą pańską strażą przyboczną.
- Nie potrzebuję ochrony! - Antoni był gotowy się kłócić. 
- Po bandażu na ręce Lynsverda wnioskuję, że wręcz przeciwnie. Dobrze wiemy, kto mu to zrobił - stwierdził Isaac .
- A w czym jesteś niby taki dobry? Skąd wiesz, że masz szansę nas obronić? - zapytał Antek, rozwścieczony. 
Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli śmiechem. 
Isaac spokojnie podwinął rękaw koszuli. Na ręce widniały cztery tatuaże z Uroborosem.
- Zawsze po zabiciu jednego z tych skurwieli sprawiam sobie taki - rzekł, wyraźnie dumny ze swych trofeów. - Do kolekcji brakuje mi jeszcze jednego. 



Michał Nowina
Odcinek 40


Karmel pod pozorem skorzystania z toalety wymknęła się do domku, zostawiając wszystkich przy specyficznie stuningowanym aucie dziadka. 
Weszła do łazienki i usiadła na klapie od sedesu. Potrzebowała chwili spokoju. Była zła na Antka za tę nocną eskapadę. Wiedziała że zrobił to co musiał, ale nocne przesłuchania prowadzone przez ludzi Gomeza bardzo ją irytowały. Owszem, nie dała im tej satysfakcji i nie okazała nawet odrobinu zdenerwowania, teraz jednak potrzebowała się uspokoić. 
Przed oczami przepływały jej obrazy ich przyszłości. Były to urywki, ale bardzo wyraziste. Najgorsze jednak było, że owe urywki za każdym razem mmiały odmienne zakończenie. 
Bez wątpienia była jej potrzebna chwila spokoju. 
Nachyliła się, opierając twarz na dłoniach. Starała się skupić, ale na próżno. Otworzyła oczy i zauważyła, że jedna ze śrub mocujących sedes w podłodze jest niedokręcona. Szybko uklęknęła przed ceramiczną muszlą i palcami odkręciła wkręty. Delikatnie ją uniosła i jej oczom pokazał się list, szczelnie zaklejony w torebce foliowej. Dorota uśmiechęła się do siebie. Chrakter pisma na kopercie wskazywał bez wątpliwości, że to korespondencja jej dziadka. Poza tym znajdowała się pod muszlą klozetową.
- Normalnie niczym klony - powiedziała cichutko sama do siebie, uśmiechając się mimowolnie pod nosem. W jednej z wizji widziała kuzyna chowającego coś w spłuczce. Skojarzyła się jej z tą sytuacją. 
Wiedziała, że nie może za długo siedzieć w ubikacji bez wzbudzania podejrzeń. 
Nie zwlekając otowrzyła szybko list i przeczytała go z zapartym tchem.
"Droga wnusiu!
Cieszę się, że udało się Tobie odnaleźć ten list.
Ty i Toni jesteście jedyną nadzieją, żeby powstrzymać niegodziwców od zapanowania nad największą siłą współczeesnego świata - nad pieniądzem, a dokładnie rzecz biorąc nad wszystkimi pieniędzmi świata.
Otóż zaraz po studiach nasza grupa wyjechała do Ziemi Świętej na wykopaliska. Znaleźlismy tam starodruki mówiące o Judaszowych srebrnikach i mocy, jaką ze sobą niosą. Legenda mówi, że jest to dwadzieścia dziewięć monet wybitych przez kapłanów jerozolimskich. Trzydziesta z nich, znana na całym świecie jako zły szeląg, pochodzi ponoć z samego piekła. Owe monety dają niesamowite szczęście do pieniędzy. Kto posiada chociaż jedną, szybko staje się bogaczem. Piekielna moneta natomiast przynosi samo nieszczęście. Jednyny sposób na nią, to umieszcznie jej na święconej ziemi lub połączenie z pozostałymi srebnikami. Razem dają włascicielowi władzę nad wszystkimi pieniędzmi Ziemi. Przez to od wieków są na celowniku wszelkich ludzi i organizacji pragnących zdobyć panowanie nad światem. Poznawszy tajemnicę, staliśmy się jej strażnikami. Szukaliśmy wszelkich wskazówek mówiących o miejscu ukrycia przeklętego skarbu. Odnaleźliśmy klucz do skrytki jednej części skarbu. Musisz wiedzieć, że Templariusze odnaleźli ten artefakt i to dzięki niemu stali się najbogatszym zakonem w ich czasach. Kiedy dowiedział się o tym król Francji, zapragnął mieć skarb dla siebie. Dalszą historię zakonu znacie. Wielki mistrz wiedząc co ich czeka postanowił jednak zabezpieczyć przeklęte monety, tak, żeby nie stanowiły zagrożenia. Wybrał sześciu zaufanych ludzi, którzy podzielili skarb. Zły szeląg pozostał gdzieś na terenie dzisiejszych Włoch. Pozostałe monety zakonnicy rozdzielili miedzy sobą i rozjechali się -każdy w swoją stronę - żeby je ukryć. Od tego momentu już się więcej nie spotkali. Tajemnicę skrytki mieli znać tylko oni, i mieli zabrać ją do grobu. Jeden z nich nie zachował jednak ostrożności i dwie monety dostały się w ręce tajemniczego zakonu, który postanowił, że odbuduje potęgę finansową Templariuszy i zapanuje nad światem. Zakon ten to wyjatkowo niebezpieczna organizacja, która nie cofnie się przed niczym. Od tamtego czasu żyjemy z wizją śmierci w oczach. Pisząc ten list mam świadomość, że niedługo przyjdzie kolej na mnie. Zakon jest okrutny i likwieduje wszystkich, którzy nie zejdą mu z drogi. 
Kolejnym graczem na scenie jest Loża Pierwszych. Dziwna organizacja, przy której Masoneria to klub malucha. Oni także są niebezpieczni, jednakże sama ich obecność wbrew pozorom daje wam większe szanse na przeżycie, zgodnie z zasadą, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Osobiście miałem do czynienia z niejakim Lynsverdem, którego rodzina kiedyś była powiązana z Lożą. Pomagaliśmy mu w ukryciu syna. To ten postrzelony jasnowłosy młodzieniec, który kręci się koło ciebie, odkąd oboje skończyliście osiem lat. Podejrzewam jednak, że kiedy będziesz czytać ten list, ta wiedza nie będzie dla ciebie nowością. 
Na koniec powiem tyle: musicie odnaleźć Judaszowe Srebrniki i na nowo je ukryć - dla dobra świata, inaczej biada nam. Dalsze informacje uzyskacie w Genewie na Geotte Strasse 3A/17. 
Całuję Ciebie mój kwiatuszku i proszę, zniszcz ten list po odczytaniu. Potem wprowadź w szegóły kuzyna. 
Twój kochający dziadek Janek."
Dorota otarła łzy i podarała list. Następnie spuściła go w sedesie i wyszła z łazienki udając, że boli ją brzuch.



Jagoda Dżejdża Niemczycka & Quieva Kujdowa
Odcinek 41


Przemykając ciemnym korytarzykiem w stronę wyjścia, Karmel mimowolnie rzuciła okiem na uchylone drzwi niedużego pokoiku, skąd tliło się słabe światło nocnej lampki. Tknięta nagłym impulsem zwolniła kroku i zajrzała do środka.
Na starym, dębowym łóżku dziadka Antoniego leżała Justyna ze wzrokiem tępo wbitym w sufit. 
Karmel przez moment stała skonsternowana w progu, wahając się, czy powinna zakłócać kobiecie tę chwilę prywatności - w końcu oprócz bycia funkcjonariuszką służb specjalnych detektyw Bielska była po prostu człowiekiem, zwyczajnie potrzebującym czasem odrobiny wytchnienia w samotności. Jednak widok, jaki sobą przedstawiała w tym momencie, nasuwał na myśl raczej wręcz przeciwny wniosek.
- Mogę przeszkodzić na momencik.. ? - zapytała w końcu, rozstrzygając ostatecznie ów dylemat. - Mam do przekazania nowe, ważne informacje odnośnie sprawy.
Justyna drgnęła i skierowała na Dorotę nieobecne spojrzenie.
- Tak... oczywiście, wejdź - odparła bezbarwnym, znużonym głosem. 
Dorota przysiadła na finezyjnym taborecie, spreparowanym z wykarczowanego z korzeniami sosnowego pniaka. Ujęła się za skronie, próbując zebrać przez chwilę rozbiegane myśli. Skąd ten nagły impuls, by ujawnić Bielskiej poufne informacje od dziadka? Czyż nie zajrzała tu właściwie w wręcz przeciwnego powodu? By się upewnić, że nikt jej nie obserwował i nie domyślał się niczego? A jednak na widok tej kobiety intuicja podszepnęła jej, że tak właśnie powinna postąpić.
- Słucham cię, mów - suche, rzeczowe stwierdzenie wyrwało ją z rozmyślań, stawiając "do pionu".
Karmel spięła się i wzięła głęboki oddech, jak skoczek rzucający się na głęboką wodę.
- Po wszystkich tych wydarzeniach dzisiejszego dnia musiałam pobyć chwilę sama - zaczęła niepewnie, zbita nieco z tropu dziwnym wyrazem oczu policjantki - Więc wyrwałam się pod pozorem skorzystania z toalety... i znalazłam tam kolejny list ze wskazówkami od dziadka! 
Justyna nie wyglądała na zaskoczoną ani specjalnie zainteresowaną tą nowiną. Uniosła tylko nieznacznie głowę i spytała: 
- Wynika z niego coś nowego dla całej sprawy? 
- Wynika, i to bardzo dużo! - wypaliła Karmel podekscytowana. - Według listu dziadka ta srebrna blaszka, jaką nosi na szyi Marco, to fragment klucza otwierającego szkatułkę, w której ukryto część Judaszowych Srebrników! Zgromadzenie ich wszystkich razem zapewnia posiadaczowi panowanie nad wszystkimi pieniędzmi świata. Musimy odnaleźć wszystkie srebrniki i ukryć je w bezpiecznym miejscu, zanim zrobi to Loża lub ktokolwiek inny! - wyrecytowała jednym tchem.
Justyna nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko gorzko, przymykając oczy. I choć jej twarz pozostała bez wyrazu, to w cichym westchnieniu, jakie wyrwało się z jej ust, słychać było przełykane skrycie łzy. 
Po krótkiej chwili milczenia Karmel w końcu nie wytrzymała.
- Justyna... co się dzieje? - zapytała bez ogródek, bez krępacji przechodząc na "ty". - I w ogóle jak mogli cię zostawić samą w takim stanie?
- Sama o to poprosiłam, chciałam pomyśleć chwilę w spokoju. Ale dziękuję ci za troskliwość - Bielska spojrzała na nią smutno, jakby nieobecna duchem. - Wiesz... problem w tym, że ja nie do końca sobie już z tym wszystkim radzę. Szczerze mówiąc, mam już dość tej sprawy, to ponad moje siły - wyznała bezsilnie, kryjąc twarz w dłoniach. 
- Ależ ja cię doskonale rozumiem! - wypaliła Karmel, nie kryjąc wzburzenia - Tylko że widzisz.. tak jakby żadna z nas nie ma i nie miała wyboru. Skoro więc już wdepnęliśmy w to bagno, to trzeba teraz wspólnie jakoś z niego wyjść, prawda?
- Chyba masz rację.. - westchnęła policjantka i niechętnie podniosła się z łóżka. - Chodźmy poszukać pozostałych, trzeba im przekazać, czego się dowiedziałaś.
- Mogłabym spytać, na ile oni.. to znaczy ci wszyscy śmieszni panowie w melonikach, są wtajemniczeni w tę sprawę?
Justyna spojrzała przeciągle w oczy dziewczyny, jakby chciała tam znaleźć odpowiedź, ile jej może zdradzić na obecną chwilę. 
- Wiedzą wiele - odparła po namyśle - Ale nie wszystko. Niektóre szczegóły znam tylko ja.
Karmel pokiwała głową, unosząc wymownie brwi.
- Bo to twoje prywatne śledztwo, nieprawdaż? - stwierdziła. - Dobrze to rozumiem?
- Bystra jesteś. Ale nie pytaj o więcej - ucięła zimno Bielska.
- Nie zapominaj, że ja też wiem ze swojej strony to i owo. Nie znalazłam się w tej bajce przez przypadek - skwitowała Karmel zadziornie, odzyskując utraconą chwilowo pewność siebie. - Chodzi o tę pamiątkę po tatusiu, którą ten gamoń nosi na szyi, czy tak? Co takiego ci ona przypomina, że musiałaś to wymazać z pamięci?
Justyna pobladła gwałtownie i opadła z powrotem na tapczan.
- Kim ty jesteś, dziewczyno? - spytała zmienionym głosem.
- Jedynie kimś, kto ma tę "przyjemność" znać go od dziecka. Widzę, że coś jest z nim nie tak. On nie zachowuje się normalnie w ten sposób.
- To znaczy w jaki?
- Jakby miał poczucie winy, jakby go coś przytłaczało. Dziwne to, bo to lekkoduch jakich mało, do tego nie znosi niebieskich, jak już zapewne zdążyłaś zauważyć. Może ty mi potrafisz wytłumaczyć, skąd się to bierze? - Karmel wbiła w nią świdrujące spojrzenie.
- Sama bym chciała to wiedzieć - odparła Bielska ze złością - to by mi sporo wyjaśniło.
- Więc dalej, ulżyj sobie i innym, i wyrzuć w końcu z siebie to co wiesz, a my pomożemy ci rozwiązać tę zagadkę! Musisz ją wyjaśnić, inaczej ten koszmar nigdy się nie skończy.. dla nas wszystkich.



Michał Nowina
Odcinek 42


Justyna uśmiechnęła się krzywo: 
- Ostatni raz, kiedy chciałam to wyjaśnić, wpadłam w niezłe bagno i ledwo uszłam z życiem.
Karmel wyczuwając ciężar na duszy policjantki odruchowo położyła dłoń na jej ramieniu. Wraz z dotykiem pojawiła się wizja, ale nie - jak dotychczas - przyszłości. To musiała być przeszłość, była tego pewna. Miała wrażenie, że patrzy czyimiś oczami. Wszystko górowało nad nią. Musiała zadzierać głowę do góry, żeby zobaczyć twarze kobiety i mężczyzny w pośpiechu pakujących dwie walizki. Ciemnowłosa kobieta nachyliła się nad nią i wzięła na ręce. O Boże, to jej wspomnienia! - pomyślała zszokowana. Do tej pory miewała tylko wizje przyszłości, które były niczym deja vu. Wyczuwała też niektóre fakty, tak jak z Marco i Holdenem. Nigdy jednak nie weszła komuś w umysł, tak, żeby widzieć jego wspomnienia! Postanowiła jednak się opanować, żeby nie stracić swoistego połączenia z umysłem Bielskiej. 
Obrazy były wyraźne, lecz dźwięki przytłumione i zwielokrotnione, niczym echo. 
W mieszkaniu wkoło niej było pełno porozrzucanych ubrań. Zdenerwowany mężczyzna siłował się z przeładowaną walizką i co chwilę poprawiał odznakę policyjną, która przy każdym nachyleniu się wyślizgiwała się spod marynarki i bujała na łańcuchu, plącząc się mu między rękoma. Kobieta zaczęła ją ubierać, powtarzając ciepło, że wszystko będzie dobrze. W jej głosie jednak można było wyczuć nutę zwątpienia. Chwilę później zbiegała po schodach, ciągnąc ją za rękę.
Zimny jesienny wieczór oblekł ich chłodem i wilgocią siąpiącego deszczu. Mężczyzna pośpiesznie usiadł za kierownicą auta i odpalił silnik, kobieta zajęła z nią miejsce na tylnym siedzeniu. Samochód ruszył wraz z zamknięciem drzwi. Jechali szybko, ale pewnie. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Jednakże kiedy wjechali w las, w tył ich auta uderzył nieoświetlony pojazd. To była wielka terenówka. Próbował przed nią uciec, lecz ścigający ich samochód był szybszy. Po kolejnym uderzeniu ich auto wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo. Kobieta nie była przypięta pasami i siła uderzenia wyrzuciła ją przez przednią szybę. Z gardła mężczyzny wyrwał się głuchy jęk. Dorota słyszała, jak powtarza w kółko słowo: „Nie..”. Tylko dziewczynka, której oczyma patrzyła, wyszła z tego bez szwanku, porządnie zapięta w pasy. 
Z terenówki wysiadło trzech zakapturzonych mężczyzn. Podbiegli do auta i zaczęli szarpać rannego mężczyznę, domagając się zwrotu swej własności. 
Po chwili podjechał jeszcze jeden samochód, z którego wysiadła postać ubrana w podobny strój - długi płaszcz z kapturem, spod ktorego wymykały się pasma opadających na ramiona jasnych włosów. Widziała tylko zarys jego sylwetki, ponieważ osobnik stał oświetlony od tyłu przez reflektory. Podszedł do trójki bandytów i zapytał spokojnie:
- I jak, oddał?
- Jeszcze nie, ale... - zaczął mu odpowiadać jeden z nich, jednak nie skończył, ponieważ padł z przestrzeloną głową. Zanim jego towarzysze zareagowali, również leżeli już martwi. 
Mężczyzna wsunął głowę do środka samochodu i poklepał kierowcę po ramieniu.
- Trzymaj się - powiedział - Zaraz ciebie wyciągnę.
Ranny wyjął z kieszeni jakiś przedmiot i podał długowłosemu, mówiąc słabnącym głosem:
- Ukryj to i ratuj moje dziecko.. ! - po tych słowach jego głowa opadła bezwładnie.
Nieznajomy uniósł w ręku przedmiot, tak, że mogła zobaczyć, co to jest. To było nic innego, jak Markowy naszyjnik! Sycił przez chwilę oczy jego widokiem, po czym schował go do kieszeni. Następnie wślizgnął się przez wybitą szybę na tył auta, by wypiąć ją z pasów. Przeciskając się do niej, zawadził kapturem o podsufitkę auta. Gdy nakrycie głowy opadło, odsłaniając twarz nieznajomego, Karmel podskoczyła i krzyknęła:
- Marco!
Niestety, w tym momencie zdjęła rękę z ramienia policjantki i wizja się urwała.

bottom of page