top of page

Michał Nowina

Odcinek 52

(Muzyka obrazująca odcinek)

 

Antek nie szukał drogi. Wysokie zawieszenie, napęd 4x4 i potężne orurowanie pozwoliły mu drzeć przez zarośla bez najmniejszego trudu.
- Nie boisz się, że wpadniesz na jakieś drzewo? - spytał Marco, lekko przestraszony.
- Nie, niby czemu? Znam ten teren jak własną kieszeń - odparł Antoni niewzruszenie. - Zresztą, zaraz zeskoczymy na żużlówkę.
- Antoś, potwórz proszę - co zrobimy? - twarz Marco nagle się wydłużyła.
- Nie gadaj tyle, tylko lepiej chwyć się czegoś!
W tym momencie Warszawa z rykiem oderwała się od nasypu i przefrunęła spory kawałek, po czym wylądowała lekko kozłując na drodze prowadzącej do lasu.
- Iiiii-haaa! - krzyknął Antoni, wprowadzając w osłupienie swoich towarzyszy - Kocham off road!
- Zaczynam się ciebie bać - wykrztusił Marco zszokowany. - Już pewniej się z tobą czułem, jak byłeś sztywniakiem!
- Nie becz. Jeszcze nie raz ciebie zaskoczę.
- Wcale mnie to nie pociesza, Antoś.
- Mnie też, kuzynku - wtrąciła się Karmel. - Nawet ja ciebie nie znałam z tej strony.
- Cóż, droga Dorotko. Nie każdą książkę poznasz po okładce.
- Może byś tak przestał już filozofować, Antoni - wtrąciła Justyna - Mamy towarzystwo.
Z prawej strony zrównał się z nimi terenowy mercedes.
Antoni nie pamiętał już, jaki silnik zamontował w tej Warszawie Szczerbaty Kazik, ale moc miał okrutną. Ścigający ich mercedes miał problem dotrzymać im tempa. Wreszcie uderzył ich w bok. Antek ledwo opanował samochód.
- Zatrzymaj się! - krzyknęła Justyna.
- Po co?!
- Zamieńmy się! Wiem co mówię!
Antoni kiwnął głową i ostro nacisnął pedał hamulca. Zatrzymali się po kilkudziesięciu metrach. Wóz napastników przemknął obok nich jak strzała i zawrócił dopiero trzysta metrów dalej.
Justyna szybko prześlizgnęła się po kolanach Antka, zamieniając się z nim miejscami. Zapięli pasy i ruszyli do przodu. Mercedes również ruszył w ich kierunku. Justyna tylko przyśpieszyła.
- Hola, pani detektyw! Czy ty chcesz zrobić to, co mam na myśli? - zapytał Marco i mocniej chwycił za reling w drzwiach.
- Zbadamy poziom ich determinacji! - odkrzyknęła i docisnęła gaz do podłogi.
Na kilkadziesiąt metrów przed zderzeniem włączyła wszystkie światła, oślepiając kierowcę drugiego auta. Mercedes zjechał ostro w bok, wypadł z drogi i dachował.
- Wiesz Justyna, muszę przyznać, że masz jaja - odetchnął Marco z ulgą.
- Nie docinaj jej, tylko sprawdź, czy masz suche pampersy - odezwała się Karmel, waląc go łokciem w bok.
- Takiej jazdy uczą w spec służbach - odparła Justyna z uśmiechem.
- Ja też podziwiam twoje stalowe nerwy - dodał Antek.
- Twój skok też był niczego sobie, panie Krzemiński.
- Znalazła się dobrana para piratów drogowych - syknął z przekąsem Marco, rozcierając obolałe żebra.
Antoni z miejsca pasażera rozglądał się po wnętrzu wozu. Spojrzał bacznie na pulpit przed sobą i nacisnął przycisk otwierający schowek. Ze zdziwienia aż mu opadła szczęka.
Na desce rozdzielczej odsłoniły się panele z różnymi przyciskami i dużym ekranem w środku. Schowek naprzeciwko pasażera okazał się stanowiskiem komputerowym z małym joystickiem. Prawdziwe stanowisko nawigatora.
Justyna zaczęła się śmiać.
- Marco, miałeś rację - stwierdziła - To istny Batmobil! Antoni, twój dziadek doprawdy miał fantazję!
- I przepastne konto - dodał Marco pod nosem, chłonąc wzrokiem całą tę elektronikę.
Antek jednak nie słuchał, tylko szybko rozgryzał menu systemu.
Myszkowanie po funkcjach przerwał mu trzask kul odbijających się od przedniej szyby.
- Towarzystwo z przodu! Mamy blokadę! - krzyknęła Justyna.
- Patrząc na to, co dziadek dał nam w spadku, blokada nam dynda.
- Doprawdy..? - burknął Marco ze zwątpieniem.
- Patrzaj lepiej i podziwiaj - mruknął Antek i przełączył coś na panelu środkowym.
Na ekranie pojawił się obraz z celownikiem. Antoni chwycił joystick i nacisnął spust. Boczne nadbudowy tylnych nadkoli okazały się miejscem zamontowania karabinów maszynowych. Kilka serii zmiotło obsadę blokady i zrobiło sito z ich aut. Justyna w pełnym pędzie wjechała między nie. Pancerna Warszawa odrzuciła wraki na boki i pomknęła dalej.

 

 

 

Michał Nowina

Odcinek 53
 

Pancerny bolid mknął żużlówką, prowadzony pewną ręką Justyny. Antoni milczał i aktywował kolejne systemy w samochodzie. Nawigacja z wejściem na GPS armii, systemy obrony aktywne i bierne, łącze darknet i pełen autocheck - widać, że dziadek przewidział wszystko. Skoro ten samochód jest tak wypasiony, to musi być też wskazówka co ma robić, czy gdzie jechać.
Niewiele myśląc włączył nawigację.
Na ekranie ukazał się jego dziadek na tle warsztatu samochodowego. Odpalił fajkę i rozsiadł się w krześle.
- Witaj osobo, która włączyłaś system w moim pięknym atucie. W tym momencie masz minutę na okazanie swej tożsamości. Jeżeli nie jesteś mną, co w zasadzie odpada, bo podejrzewam że już nie żyję, lub moimi kochanymi wnukami, to za 45 sekund z auta zostanie odessane powietrze. Wiem, mało to subtelne ale skuteczne, i nie ma niewinnych ofiar, jak przy bombie. Połóż teraz dłoń na skanerze i módl się, żebyśmy byli spokrewnieni.
Antoni szybko zrobił, co kazał dziadek. Skaner sczytał jego dłoń i po chwili odtworzył się kolejny film:
- Antoś, urwisie! Cieszę się, że żyjesz! Martwi mnie tylko to, że to Dorotka kieruje, skoro ty uruchomiłeś system. Nie jestem pewien, czy wystarczająco wzmocniłem auto na jej zdolności.
- Dzięki dziadku za wiarę we mnie - odpowiedziała Karmel z tylnego siedzenia.
- Moja złotooka, ja zawsze w ciebie wierzyłem - odpowiedział dziadek. Widać znał swoje wnuczęta na wylot. - Właśnie dlatego to ciebie przygotowywałem od dziecka na pomoc dla Antka. On jest trochę nieporadny i musi mieć anioła stróża.
- Też ciebie kocham dziadku - mruknął Antek, czym wywołaj lekki uśmiech u Justyny.
- Już się tak nie dąsaj, wnusiu - dziadek odzywał się tak, jakby to nie było nagranie, a wideo rozmowa. - Ty masz talent do pakowania się w tarapaty. Nigdy nie wiesz kiedy odpuścić i ugryźć z innej strony. Teraz jednak musisz działać mądrze, a nie jak yorkshire terier, który zobaczył pitbula.
Dobrze, moje dzieci. Koniec tych uprzejmości. Musicie się wspiąć na wyżyny przemyślności, żeby przeżyć. Ogólnie macie pełen przechlap. Próbowałem was chronić, ale skoro oglądacie ten film klasy B, to znaczy że zdążyliście już zapalić znicze na moim grobie.
Jak już pewnie wiecie, staliście się celem trzech grup, chcących zdobyć Judaszowe srebrniki. Ponoć dają władzę nad pieniędzmi całego świata. Chociaż to już się udało banksterom, wciąż nie brakuje oszołomów wierzących w moc artefaktów.
Srebrniki z Ziemi Świętej wywieźli Templariusze. Coś w tych monetach musi być, bo stali się najbogatszym zakonem ówczesnego świata.
Szczęścia jak widać nie przynoszą, bo chłopaki zostali zaproszeni na swoiste pieczyste przez Króla Filipa. Wcześniej jednak ukryli przeklęte pieniądze. Od tej pory walczą o nie Masoni, Loża Możnych i Bractwo Pierwszych oraz cała masa oszołomów. Z pierwszej trójki to Masoni są najbardziej grzecznymi dziećmi. Loża i Bractwo to prawdziwe psychopatyczne mendy. Posiadają po kilka srebrników. Jak weszli w ich posiadanie, nie wiem. Sądzę jednak, że poprzednich właścicieli bardzo bolało rozstanie z nimi. Teraz szukają Złego Szeląga, który pozwala odnaleźć pozostałe monety i posiąść ich moc. Wiem, że zabrzmi to bardzo patetycznie, ale musicie zrobić wszystko, żeby nie dostał się w ich łapy.
- Antoś, już wiem po kim jesteś tak pokręcony - mruknął z przekąsem Marco.
- Dzięki za komplement, ale w tej chwili humor mi trochę zwiądł. Staruszek wiedział o wszystkim, a nic nam nie powiedział, tylko zostawił rozrzuconą układankę! - krzykną Antek, waląc pięścią w konsolę.
Uderzenie uruchomiło funkcje autotracker.
- Cel podróży zatwierdzony. Adres docelowy: Zurih, Uniwersytet historyczny - powiedział miękki kobiecy głos. Następnie dodał: - Pojemność baku 100 litrów. Pozostało 89. Obecnie mój zasięg przy ekonomicznej jeździe wynosi około 1187km. Autocheck nie wykazuje uszkodzeń. Przechodzę w tryb nawigacji. Życzę udanej podróży.
Justyna parsknęła śmiechem.
- To auto jest kobietą!
- W dodatku o głosie mojej matki - dodał Antek, ocierając łzę.
Justynie zrobiło się głupio. Pierwszy raz znaczyła Antoniego tak zasmuconego. Widok tej męskiej łzy sprawił, że coś ją zakłuło w sercu. Odruchowo położyła rękę na jego ramieniu i powiedziała.
- Brakuje jej tobie.
- Bardzo. Obojga. A teraz wiem, że i ona brała w tym udział. Do tego usłyszeć jej głos.. - zaszlochał.
W aucie zrobiło się nagle dziwnie cicho. Każdy z nich stracił kogoś bliskiego. Tę ciszę przerwały odgłosy z bagażnika. Holden tłukł się krzycząc, że się dusi.
- Antek, sprawdź no czy ten przerośnięty KIT ma doprowadzenie tlenu do kufra, bo nie uśmiecha mi się jechać z tą gnidą na jednym siedzeniu! - warknął Marco, tłukąc łokciem w tylną półkę.
- Zawsze możesz się z nim zamienić, mój drogi - rzekła Karmel z przekąsem i potarmosiła go po głowie.
- Musimy się zatrzymać - zamknęła dyskusję Justyna.
Skierowała auto w boczną drogę i zgasiła światła. W pełnym zaciemnieniu odczekali chwilę, nasłuchując, czy nikt nie nadjeżdża. Następnie przyświecając sobie latarkami otworzyli bagażnik.
Holden, zwinięty w kłębek, skrywał głowę w ramionach.
- Wyłaź! - warknął bez ceregieli Marco.
- Kiedy nie mogę...
- Skoro nie możesz, to ok, jedziemy dalej! Antek, zamykaj kufer! Justyna - ty prowadź, a my z Dorotą rozłożymy się wygodnie na tylej kanapie.
Holden na te słowa aż się uniósł, wyjmując głowę z ramion.
- To lepiej już mnie zabijcie! Jeszcze nigdy tak się nie poobijałem!
Antoniemu i jego kompanom ukazał się żałosny widok. Holden miał rozbity nos, kilka guzów i rozcięty łuk brwiowy. Musiało nim porządnie wytrząść.
- Dobra, koniec gadania - powiedziała stanowczo Justyna. - Marco, pomóż bratu wyjść z bagażnika.
- Chyba cię pogrzało?! - wypalił tenże, wyprowadzony tym pomysłem z równowagi - Może mam go jeszcze przewinąć i dać smoczka? Niech go Antek wygramoli, to jego bryka!
- Marco, nie zachowuj się jak dzieciak! - zestrofowała go Karmel, pomagając kuzynowi wyciągnąć Holdena na zewnątrz.
Agent Loży ledwo trzymał się na nogach. Pomogli mu usiąść na tylnym siedzeniu i pospiesznie zajęli na powrót swoje miejsca.
Justyna ostrożnie wytoczyła wóz na główny dukt i dodała gazu. Pomknęli naprzód jak świetlna strzała wypuszczona w ciemność grudniowej nocy.

 

 



Michał Nowina & Quieva Kujdowa

Odcinek 54

 

Marco siłą rzeczy zmuszony był siedzieć teraz ramię w ramię z bratem, co wyjątkowo mu w tej chwili nie leżało i czego nawet nie starał się ukrywać. Urażony w swej dumie, nie mogąc się odseparować od obiektu irytacji, ostentacyjnie obrócił twarz do okna.
Antoni nie zważając na jego fochy podał Karmel apteczkę, a ta sprawnie zabrała się za opatrywanie ran Holdena.
- Dlaczego mi pomagacie..? - Holden nie krył zdumienia - Przecież chciałem was zabić, żeby ocalić własne życie. To nie trzyma się kupy.
- Poprawka, to oni się z tobą cackają - wtrącił Marco zjadliwie. - Jak dla mnie to mógłbyś jechać w tej kuszetce do samego Zurihu, braciszku.
- A dlaczego ty kazałaś mnie wziąć do auta? - Holden przeniósł wzrok na detektyw Bielską - Przecież ja ciebie Justyno.. no wiesz. Za takie coś to przecież...
- Po pierwsze to dla ciebie jestem panią detektyw, a po drugie potrzebujemy cię w jednym kawałku.
Justyna najchętniej rozjechałaby go tym pancernym autem, ale nie chciała się zniżać do jego poziomu. W sumie widok jego zmieszania i bolesnego zaskoczenia sprawił jej pewną satysfakcję, ale i zarazem dał do myślenia.
- Tobie też dziękuję, Antoni - odezwał się znowu Holden.
- Nie dziękuj mnie, tylko bratu, łajzo. Gdyby nie on, poleciałbyś z dymem jak nic.
Holden zrobił wielkie oczy i spojrzał na Marco.
- Coś tak ślepia wybałuszył, jakbyś nie mógł się wysrać? - odburknął długowłosy, wyraźnie niezadowolony z tego, że Antek wskazał Holdenowi wybawcę.
Ten w odpowiedzi zaczął się śmiać, aż się popłakał ze śmiechu.
- To wszystko nie trzyma się kupy! Loża kazała mi z was wycisnąć wszystko, co wiecie. Jednocześnie wysłali Oprawcę, by mnie zlikwidował za niewykonanie misji. Wy natomiast mnie uratowaliście. To mi się nie mieści w głowie!
- Bo zwykła świnia jesteś, braciszku - wycedził Marco, spoglądając mu w oczy z pogardą.
- Masz rację, Marco, jestem podły - odparł Holden, ze stoickim spokojem wytrzymując to spojrzenie. - Do tej pory robiłem wszystko by coś osiągnąć, żeby matka zobaczyła, że jestem tu i teraz i żyję dla niej.
- Co ty chcesz od naszej matki? - irytacja Marka zaczęła ponownie osiągać niebezpieczny pułap. - I jak niby miałaby to zobaczyć? - dorzucił zdezorientowany.
- Normalnie, przecież to jedna z naszych - wyznał Holden beznamiętnie. - Ale ona żyje tylko tym, że straciła swego ukochanego mężczyznę i syna. Ja dla niej nie istnieję. Szkoda że wcześniej nie wiedziałem, komu zawdzięczam ten parszywy zaszczyt.
Takiego obrotu sprawy nikt się chyba nie spodziewał, a najmniej już sam Marco. Po prostu zabrakło mu nagle słów, jakby mu mowę odjęło, co jak na niego było zjawiskiem wybitnie nietypowym. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego z niepokojem, czekając dalszej reakcji.
Temperament Marco nie kazał jednak na nią długo czekać.
Twarz wykrzywiła mu się w zjadliwym grymasie.
- Ach więc to tak? - syknął bratu do ucha, głaszcząc go po brodzie z perwersyjnym uśmiechem. - Sądząc po tobie, to z twego ojca musiał być kawał skurwiela, więc nie dziw się, że znalazła sobie kogoś lepszego.
Holden aż się zakrztusił.
- Mój ojciec przynajmniej był jednym z członków rady, a twój to zwykły bandyta! - wykrzyknął. - Morderca na usługach Loży, Bractwa i chuj wie kogo jeszcze! Służył i zdradzał jednocześnie. Chciał odkupić grzechy przodków, że to niby jest taki oddany - ooo tak, grać to on potrafił! Nawet Wiedzący nie poznali się na nim. Wszedł jak lis do kurnika, zerżnął moją matkę i spłodził kolejnego bandytę!
Marco chwycił go za gardło.
- Licz się ze słowami! - wycedził. - Mój ojciec nie był bandytą i ja nim nie jestem!
Holden ostentacyjnie zerwał jego rękę ze swojej szyi i spojrzał prosto w oczy.
- Jesteś taki jak on. Wcześniej czy później zaczniesz mordować. On ponoć zabijał bez mrugnięcia okiem. Nie wiem co ta suka, nasza matka, widziała w tym przybłędzie. Jak mogła porzucić dla niego swoje dziecko? To nieludzkie!
"Jak ona mogła?!" - kpił z niego Marco, parodiując bezbłędnie jego miny i gesty wyrażające święte oburzenie.
- I kto to mówi? - parsknął ironicznym śmiechem. - Też znalazł się moralizator! Jakbyś sam nie chciał nas zabić, hipokryto! Twój tatuś w takim razie nie był lepszy. Tylko on miał długi palec, to inni za niego brudzili sobie ręce. Poza tym skąd wiesz, czy to on właśnie nie zerżnął naszej matki? - dorzucił z przekąsem. - Jak widać nie pałała do niego entuzjazmem, chociaż był na świeczniku, więc coś jest na rzeczy. Matki często odrzucają dzieci poczęte w przemocy.
Holden rzucił się na brata nie panując nad wściekłością.
- Mój ociec był jej przyrzeczony, a ona jako Wiedząca musiała przyjąć wyrok losu! Jestem dzieckiem przeznaczenia!
Marco oderwał od siebie ręce Holdena i spojrzał na niego z politowaniem.
- Pojebany jesteś, jak i cała wasza pożal się boże organizacja, tyle ci powiem, braciszku - rzekł tonem najwyższej pogardy. - Nic dziwnego że mój ojciec zabrał stamtąd matkę, zanim zdążyli jej całkiem wyprać mózg.
- Skoro był taki wspaniały, to dlaczego później zniknął i nigdy już po nią nie wrócił, kiedy na niego czekała, usychając z tęsknoty? - odparował Holden nieoczekiwanie. - Może to on jej wyprał mózg? Ciebie też porzucił, jak by nie patrzeć. Widać oboje byli siebie warci.
Marco, gwałtownie pobladły, w jednej sekundzie zamachnął się i zdzielił go głową w nos. Holden osunął się po kanapie, zalewając się krwią.
- Ej ej, chłopaki, dalibyście se teraz na wstrzymanie, co?! - rzuciła gniewnie Karmel, podtrzymując wpółleżącego na niej Holdena. - Później będziecie mieli jeszcze dużo czasu na rozmowy!
- Zatrzymaj wóz - rzucił półgębkiem Antoni śledzący całe zajście, kładąc Justynie rękę na ramieniu.
Policjantka zahamowała gwałtownie, co oderwało uwagę uczestników kłótni od siebie. Antoni natomiast odwrócił się i wymierzył pistolet w Marco i Holdena.
- Wysiadać do kurwy nędzy, bo łby poodstrzelam! - warknął bezceremonialnie.
- Zważ kuzynie, że nie chcę mieć czyjegoś mózgu we włosach - próbowała rozładować sytuację Karmel.
- Wybacz Dorotko, ale jak ich słucham, to dostaję morderczych odruchów.
W międzyczasie Holden podniósł ręce do góry. Marco to wykorzystał i zdzielił go łokciem w brzuch.
Antoni aż się zagotował.
- Powiedziałem kurwa z wozu! Holden na tył, a ty gogusiu chodź ze mną!
Bracia widząc, że to jednak nie są przelewki, posłusznie opuścili auto. Justyna i Antek zrobili to samo.
- Co ty kurwa wyprawiasz! - krzyknął na Marco Antoni.
- Mówiłem, żeby ten kutas został w bagażniku! - sapnął wściekle długowłosy.
- Wiesz, że jest nam potrzebny!
- No wiem przecież, ale jak on mówi takie rzeczy, to szlag mnie trafia! - wyartykułował Marco, podkreślając każde słowo porządnym walnięciem w maskę samochodu.
Zapadła wymowna cisza, zmącona jedynie ciężkim oddechem obu braci.
Antoni westchnął z rezygnacją.
- Trochę ciebie rozumiem - stwierdził polubownie - ale nie rób cyrku teraz, kiedy musimy się skupić na ucieczce.
- Łatwo ci mówić! - odburknął Lynsverd z irytacją. - Tobie nikt rodziców nie obraża!
Karmel podeszła do niego milcząca, kładąc mu wymownie dłoń na ramieniu.
- Jak boga kocham, jeżeli ten psychopata się nie przymknie, to uduszę go gołymi rękami na potwierdzenie jego teorii! - dorzucił wściekle, nie zważając na jej czuły gest.
- No już, już - poklepała go uspokajająco na znak solidarności.
- Kurrrwa! - zaklął Marco siarczyście, kopnąwszy z rozmachem w oponę.
Oparł się ciężko o maskę, oddychając głęboko. Długie włosy opadły mu na twarz. Można się było jedynie domyślać, jaki skrywały widok.

bottom of page