top of page

Weles

 

Odcinek 12.

- Karmel, moja droga - długowłosy wychylił się kawałek do przodu z tylnego siedzenia - Wyjaśnij mi łaskawie, czemu to nie ja prowadzę? - uniósł nonszalancko brwi. 
- Bo jesteś zajęty pilnowaniem, by pani detektyw i Antoś byli spokojni i nam zaufali? - westchnęła tylko, nie dając po sobie poznać, jak bardzo boi się w głębi duszy. Strzelano do nich z pieprzonej snajperki! Za oknami migały im przelatujące szybko drzewa powoli gęstniejącego lasu, a jej wydawało się, że w każdej chwili może ujrzeć wystającą z pomiędzy gałęzi lufę karabinu. 
- Ja niemal zawsze jestem spokojna - odezwała się Justyna, której oczy zupełnie nic nie wyrażały. 
- Teraz musimy się za to zabrać na poważnie. Wszyscy! - stwierdził dobitnie Antoni, zaciskając szczęki i pięści. - Nie możemy wchodzić sobie pod nogi i tym samym wpychać nawzajem głów pod topór. 
- Tylko ja powiedziałbym to lepiej! - wtrącił Marco, szczerząc swe niebrzydkie zęby w szelmowskim uśmiechu.
Wszyscy postanowili skwitować to milczeniem, co było reakcją w sumie właściwą. 
- W sumie..  wiem co zrobić, by rozluźnić atmosferę - nagle Marco udawanie spoważniał. 
- Chcesz rozluźniać atmosferę, gdy grozi nam śmierć.. ? - pani detektyw widać nie była w stanie traktować go inaczej, niż z góry. Marco w tym czasie jednak odwrócił się i na tyle samochodu znalazł pudełko z płytą CD. Opanowanej i kalkulującej Bielskiej okłada i zawartość nie interesowała, Antoś ciekawski z natury rzucił okiem w stronę płyty, ale nie zobaczył za wiele poza nazwą kapeli. 
Saxon. 
- Denim & Leather...? - mruknęła Karmel - Mam to włączyć? 
- Nie, podałem ci ją po to, żebyś mogła zobaczyć, jakie mają ładne logo - ponaglił Marco - Wiesz, Karmelku, jeśli niedługo umrzemy, to nasłuchajmy się chociaż przed śmiercią dobrej muzyki - pokazał jej język. 
Dorota uśmiechnęła się, bo w duchu podzielała podejście swego towarzysza. Może jeszcze jego optymizm będzie przydatny w tej dołującej eskapadzie? 
Wtedy z głośników rozległy się pierwsze dźwięki sławetnego "Princess of the Night", bodaj największego z hitów Saxona. 
- Tylko nie zaczynaj się chwalić ciekawostkami o zespole czy czymkolwiek, bo zaduszę - upomniała na starcie Karmel. 
Justyna Bielska, obowiązkowa pani detektyw, w towarzystwie tej przeuroczej kompanii, przygotowywała się wtedy psychicznie na nadchodzące przeciwności. A może raczej nadchodzący burdel, co było nie mniej trafnym określeniem. 

 

 

Michał Nowina

 

Odcinek 13.
(nie mogłem sobie podarować, żeby nie napisać czegoś pod tym numerem ;)

Jeep mknął przez las, a jego kabinę wypełniły dźwięki klasycznego rocka. Antoni stwierdził, że ten długowłosy indywidualista ma całkiem niezły gust muzyczny. Sam jednak z rockowych zespołów bardziej wolał Queen i symfoniczne brzmienie Within Temptation. Teraz jednak nie muzyka była mu w głowie. Do tego Marco rozpraszał go, kiedy rzucał swoją grzywą w takt muzyki i udawał, że gra na gitarze.


 

Michał Nowina

 

Odcinek 14.

Antek był coraz bardziej rozdrażniony. Nie mógł się skupić, a do tego cały czas miał wrażenie, że przez dźwięki muzyki dochodzi go głos dziadka. Kiedy jednak klasyczny rock zmienił się w szarpany jazgot metalu, nie wytrzymał. Zwinnym susem przeskoczył na przednie siedzenie pasażera i wyłączył odtwarzacz.
- No wiesz, zgredzie? Co ci muzyka przeszkadza? - obruszył się Marco i wychylił się między przednie siedzenia, żeby z powrotem włączyć muzykę.
Antoni chwycił go za rzemień zawieszony na szyi i przyciągnął do siebie.
- Zacznij się zachowywać normalnie, pajacu - warknął i pchnął go na tylną kanapę. Marco chciał się podnieść, ale w tym samym momencie poczuł lufę pistoletu Justyny wbijającą się w jego bok.
- Pan Antoni ma rację. Teraz potrzeba nam spokoju i jeżeli nie dostosujesz się do tego, to zastrzelę ciebie na miejscu.
- Widzę, że pani oficer ma zdolności wychowawcze. Jeszcze nie widziałam, żeby ten pokraka z miejsca się tak uspokoił - Dorota uśmiechnęła się i zdjęła nogę z gazu. Kiedy jej kuzyn siedział obok, czuła się pewniej i strach zaczynał ustępować miejsca trzeźwemu myśleniu.

 

ROZDZIAŁ 4

 

 

Jagoda Dżejdża Niemczycka

 

Odcinek 15.

 

Nikły płomień pochodni rzucał chybotliwe cienie na marmurową posadzkę, odbijając się mdłym  blaskiem w zimnych, brudnych ścianach. 

Na środku pomieszczenia stał długi, pięknie rzeźbiony stół, przy którym zasiadało dwunastu mężczyzn w czarnych pelerynach i głowach zasłoniętych kapturami. Panowała absolutna cisza, w której nie można było dosłyszeć się nawet najmniejszego szmeru.

Po dłuższej chwili wysoka postać siedząca w centralnym miejscu przemówiła donośnym, przenikającym do szpiku kości głosem:
- Zapewne zastanawiacie się, w jakim celu zwołana została ta natychmiastowa narada. Otóż, jak pewnie niektórzy z was już wiedzą, próba porwania i wyciągnięcia informacji z naszego nieszczęsnego archeologa znowu się nie powiodła. Uciekli nam dosłownie w ostatniej chwili.
- Uciekli?! Naprawdę?! - wyrwał się nagle młody, szczupły mężczyzna, siedzący po lewej stronie. Spod kaptura wystawały mu rozczochrane, pozostawione w nieładzie, kruczoczarne włosy.
- Zamilcz, Holden - upomniał go krępy mężczyzna o wyglądzie i posturze boksera, zajmujący miejsce naprzeciwko chłopaka. 
- Owszem, udało im się uciec. Na dodatek wszystko wskazuje na to, że dwie dotychczas zaciekle walczące ze sobą lwice zjednoczyły siły. Musimy więc dopaść ich w inny sposób - przemówiła zakapturzona postać, mierząc świdrującym spojrzeniem Holdena. Mężczyzna wzdrygnął się i ze strachu skulił na swoim siedzeniu.
- Jak wszyscy wiemy, pergamin przejęty z posiadłości naszego nieboszczyka był falsyfikatem. Stary zgred nie był taki głupi, jak można by się spodziewać. Jednak, jak dotychczas, próby wyciągnięcia jakichkolwiek informacji z jego wnuczka spełzły na niczym, gdyż non stop pilnują go gliny i ta nawiedzona kuzynka wraz z tym długowłosym oszołomem. Ponieważ nie możemy się do niego dobrać siłą, zrobimy to podstępem. Najłatwiej będzie, jeśli po prostu... pozwolimy im działać.
Wśród zgromadzonych zapanowało poruszenie. Nikt nie śmiał się odezwać, ale widać było, że każdy był wyraźnie zdumiony taką niespodziewaną zmianą planów.
- Tak, dobrze słyszeliście. Pozornie damy im spokój, pozwalając prowadzić śledztwo. Ponieważ udało im się tak długo nas powstrzymywać, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w krótkim czasie panie Justynka i Dorotka same odnajdą to, na czym nam zależy. Żeby jednak osiągnąć nasz cel, potrzebujemy kogoś, kto wejdzie w ich krąg pod pozorem pomocy w śledztwie, rodzaju wtyczki, która będzie na bieżąco informować nas o jego przebiegu i ostatecznie dostarczy tego, czego pragniemy - kontynuował mówca. - Rzecz jasna, najodpowiedniejsza do tego przedsięwzięcia byłaby osoba młoda i świeża w naszych kręgach, tak by łatwiej byłoby jej wcielić się w rolę zwykłego policjanta, chętnego do pomocy.
Skulony jak mysz pod miotłą Holden zamarł. Przeszywający, przenikliwy wzrok ponownie na nim spoczął. Oblał go zimny pot. 
- Tak, Holden, mówię o tobie. To właśnie ty zostałeś wybrany do tej trudnej i niebezpiecznej misji. Rzecz jasna, przypominam ci, że przecież zawsze masz prawo wyboru - rzekł przewodniczący. Twarz miał wprawdzie zasłoniętą, lecz po tonie jego głosu można było wnioskować, że uśmiechała się złowieszczo i ironicznie.

Tak, miał prawo wyboru - pomyślał zrozpaczony. Zawsze je miał. Tyle, że odpowiedź odmowna mogła oznaczać dla niego tylko jedno: powolną, bezlitosną i bolesną śmierć.

 

 

Weles

 

Odcinek 16.

 

Zimny korytarz o kamiennych ścianach rozbrzmiewał chłodnym echem kroków Holdena. Ten pomyślał, że to zabawne, iż Loża przeważnie tylko na zebraniach trzyma się pewnych elementów ceremoniału. W co bogatszych siedzibach, których nie zostało jednak wiele, znaczniejsi członkowie ugrupowania mogli w swych prywatnych pokojach korzystać z osiągnięć technologii. Ponadto Loża sama posiadała rezerwy urządzeń, w swej konstrukcji zupełnie nieanachronicznych, do których dostęp mieli - znowu - tylko ważniejsi i wyżsi stopniem członkowie. Holden na taki awans musiał dopiero zapracować nadchodzącą misją. 
Wizytowa peleryna powiewała za nim, gdy szukał pokoju Telien, tradycyjnie zwanej Wiedzącą. 
Enigmatycznie brzmiący tytuł odnosił się do funkcji Telien, polegającej na zbieraniu informacji odnośnie różnych spraw oraz dogłębnym ich badaniu  pod różnorakim kątem i perspektywą.

Na zebraniu zgromadzenia poinstruowano go, aby to właśnie u niej, pełniącej bardzo ważną funkcję mimo młodego wieku, poszukał pierwszych wskazówek odnośnie sprawy. 
Zapukał do ciężkich, rzeźbionych drzwi, czekając cierpliwie, aż Telien mu otworzy. Stał przed drzwiami przez dłuższą chwilę, nie doczekując się reakcji. Zapukał po raz drugi i dopiero wtedy otworzyła mu dziewczyna o bardzo niskim wzroście i twarzy wielce pogodnej. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że mimo popołudnia miała na sobie tylko połyskującą i lekko prześwitującą nocną koszulę. Nie musiała stawiać się na zebraniu, zawsze bowiem mogła wyłgać się prowadzeniem swoich badań i szukaniem rozmaitych poszlak. 
- Witaj - młody mężczyzna starał się zachować zimną krew. Odrzucił kaptur i w końcu można było przyjrzeć się jego obliczu o rysach dość delikatnych, jak na mężczyznę. Holden miał mimo to mocno zarysowane brwi, odcinające się wyraźnie ciemną linią na tle łagodnej raczej twarzy.
- O, hej - mruknęła, jakby niekoniecznie przejęta. Po części Telien zawdzięczała swe powodzenie majętności i pozycji ojca, francuskiego bankiera ze starej, potężnej rodziny należącej do Loży od pokoleń. Mimo to miała usposobienie wiecznie roztrzepanej, trochę beztroskiej dziewuszki. 
- Ja... cóż... - przełknął ślinę. 
- No dalej, nie pogryzę cię przecież - tupnęła sympatyczną stópką. - Może jakbyś był w moim typie... 
- Potrzeba mi pomocy - z całych sił starał się zachować oficjalny ton, ale nie było to takie łatwe, zwłaszcza, że miał ochotę przy tej dziewczynie się uśmiechnąć. Ot, czasem i członkom Loży się należało.
- W sprawie znanego nam Antosia i jego pergaminu? - rzekła z konfiodencjonalnym uśmiechem - Pewnie Staruszek by mnie zabił, gdyby wiedział, że nie idzie mi z tą sprawą tak dobrze, jakbym chciała.
Holden wiedział, że Telien dostałaby kulkę w tył głowy za same te słowa, gdyby nie jej pozycja i talenty.
- Co przez to masz na myśli? - zapytał, siadając na drewnianym, ciężkim krześle pod ścianą pomieszczenia. Pod przeciwległą stało biurko, przy którym krzątała się dziewczyna. Sięgające za ramiona włosy koloru rudego, acz w odcieniu dosyć stonowanym, Telien nosiła z przyciętą, prostą grzywką. 
- Wiemy, że Antoni Krzemiński należy do rodu, który, z przerwami w aktywności, od wielu pokoleń działa w opozycji do naszej organizacji, współpracując z kilkoma innymi rodzinami. Ostatniej przedstawicielki niegdyś najpotężniejszej z tych familii nasi ludzie się pozbyli - wyjaśniła, wertując kartki w jakimś zaniedbanym notesiku. - Jego rodzice mieli co prawda umrzeć, ale śmierć nie dosięgła ich przez nas, co do tej pory jest sprawą niewyjaśnioną. Pracują nad nią inne starsze Wiedzące i Wiedzący.
Holden potaknął, wpatrując się oczyma równie ciemnymi, co włosy, w stosiki kartek, książek, a nawet pergaminów, porozwalanych na biurku. Jak ta dziewczyna odnajduje się w tym bałaganie?
- Wiemy że Antoś to student archeologii, który osiąga wyniki co najmniej dobre, i wedle opinii wykładowców i znajomych stać go na więcej. Mimo wszystko jego dziadek dzięki swym działaniom skutecznie ochronił jego życie prywatne przed naszą inwigilacją - zacisnęła usta i odłożyła dzienniczek, szperając dalej wśród innych papierów. Znalazła kartkę ze zdjęciem doczepionym spinaczem i podała Holdenowi.
- Ta ślicznotka to jego kuzynka, Dorota - opowiedziała, opierając się o mebel - Bardzo uparta, silny charakter, słynie z uroku osobistego i dobrego smaku. Mamy podstawy sądzić, że to właśnie ją dziadek przyuczał w tajemnicy nawet przed nią samą do walki z nami.
- Hoho! - ciemnowłosy w uśmiechu pokazał białe i bardzo równe zęby - Z taką to aż przyjemnie się zadawać, widać to po jej oczach. To nie jest jakaś łatwa laleczka.
- Byłby z niej, wedle naszych źródeł, niezły nabytek dla Loży - Telien poniekąd podzielała jego zdanie – Ale musisz wiedzieć jeszcze jedno. 
- Co takiego? 
- Ta cała Dorota... ma pewien dar - tutaj Wiedząca podeszła do Holdena i puknęła paluszkiem w czoło Karmel na zdjęciu. 
- Loża zdaje sobie sprawę z istnienia pewnych subtelnych zdolności wśród niektórych ludzi - odparł, jakby jeszcze bardziej go to zaintrygowało. 
- No tak. A nasza Dorotka ma niekontrolowany dar widzenia urywków przyszłości, wszystko na to wskazuje - klasnęła w dłonie. - Może być z nią ciężko. 
Brunet pokiwał głową. Co to dopiero będzie za sprawa! 
- W ekipce mamy jeszcze panią detektyw...
- .. niejaką Bielską? - zapytał, słyszał bowiem o Justynie. - Ponoć to właśnie ona tak napsuła nam krwi. I ma dobre kontakty. 
- Taa.. - pokiwała rudą głową Telien. Miała do dyspozycji dwa pokoje - swoiste biuro oraz sypialnię, do której teraz właśnie pomknęła tanecznym krokiem, powiewając połyskliwą materią swej nocnej koszuli.

Holden czekał. 
Wróciła, niosąc ze sobą dwa zdjęcia. Podała je rozmówcy, a sama stanęła obok niego. Ten zaś przyjrzał się postaci nań przedstawionej.

Obie przedstawiały długowłosego mężczyznę o twarzy faktycznie przystojnej, o rysach w jakiś sposób jednocześnie wyniosłych i swojskich. Zdjęcia różniły się tym, że na jednym człowiek ten włosy miał w kolorze blond, na drugim zaś kruczoczarne. Nie nosił też na nim zarostu. 
- Jasne to jego naturalne - wtrąciła Wiedząca z uśmieszkiem pod malutkim noskiem - I w dodatku mają fajny odcień. Niedawno, ze względu na sprawę z Antosiem, przefarbował się i zgolił brodę. 
- Nie pomogło mu to zbytnio... - mruknął Holden, chichocząc. - Kto to? Jak tak patrzę na to jego naturalne zdjęcie, to kogoś mi przypomina. 
- Jego przodek wisi, rzecz jasna jako portret, w jednej z naszych galerii.

Holdena zamurowało. Teraz już rozpoznał. 
- To Marco - kontynuowała Telien - Potomek Lawrence'a Lynsverda, zwanego ironicznie Archaniołem - mówiła dalej, zagłębiając się w meandry historii. - Lawrence był bogatym duńskim szlachcicem, a do tego żądną wiedzy duszą. Podobno wstąpił do nas pod koniec XVIII wieku, bo liczył, że pomożemy mu znaleźć odpowiedź na to, czy anioły wpływają na losy świata. Takie tam bajdurzenie - zakończyła. 
- Czemu więc on jest po drugiej stronie barykady...?! - zapytał Holden. 
- Jego prapradziadek raczył nas opuścić i skierował swych potomków na inną drogę, lecz owi ujawnili się dopiero teraz - nagle jej twarz się rozjaśniła. - W dodatku uroda jest u nich dziedziczna! 
- Coś jeszcze? - westchnął brunet. 
- Nosi na rzemyku pewien wisiorek, który mój tatuś chciałby mieć w swym posiadaniu - dodała tajemniczo.

bottom of page