top of page


 

 

 

 

ROZDZIAŁ 8

 

 

Michał Nowina

Odcinek 43


 

- Nie! Nie! Nie! Jakim cudem?! Pytam! Jakim cudem?! - wrzeszczał mężczyzna siedzący na wielkim fotelu , spowitym mrokiem. - Jak to się stało, że pięciu podludzi zdołało zabić dziesięciu Uświęconych?!
- Mistrzu, nie mam pojęcia. Ja tylko przekazuję wieści od szpiegów - odpowiedział niewysoki mężczyzna w szarym garniturze. Po jego skroniach spływała stróżka zimnego potu. Wiedział, że będąc koordynatorem akcji przechwycenia artefaktu może stracić głowę za byle błahostkę. Takową jednak nijak nie można było nazwać niepowodzenia tych rozmiarów, co akcja nad jeziorem.
- Co ty masz za szpiegów? - mistrz wysyczał przez zęby. - Żeby nie ustalić tak podstawowej informacji, ilu trzeba ludzi, by schwytać, przełsuchać i zabić jednego archeologa?
- Panie, do tej pory obiekt nie wykazywał takich zdolności!
- Gówno mnie to obchodzi, że nie wykazywał! My ponoć wiemy wszystko! Nawet to, kto zostanie prezydentem w USA, a nie znamy umiejętności takiej pchły, jaką jest ten cały Antoni? W jednej chwil nie zrobił się z niego Rambo. Musiał już coś umieć, trenować, a wy to przeoczyliście!
- Nasz wywiad uzupełnił informacje.
- Lepiej późno, niż wcale - westchnął mężczyzna w mroku. - Mów więc, co wiecie.
Relacjonujący wziął głeboki oddech.
- Otóż Antoniemu towarzyszy jego kuzynka Dorota, która okazała się być jasnowidzącą - kontynuował. - Jednakże ciekawsze są dwie kolejne osoby.
- Kto?
- Marek Legowicz, wśród przyjaciół nazywany Marco. Przysposobiony syn kustosza Muzeum Historii Świata.
- No i.. ?
Mężczyzna w szarym garniturze słysząc to zawieszone w przestrzeni pytanie przełknąl ślinę ze strachu.
- I Justyna Bielska, a tak na prawdę Dąbrowska. Córka podispektora Kazimierza Dąbrowskiego.
- Wydaje mi się, że kiedyś słyszałem o tym policjancie - mruknął pod nosem mistrz.
- Tak, panie. Wydał pan na niego wyrok, za kradzież jednego z kluczy. Zginął z żoną w wypadku samochodowym, kiedy Justyna miała siedem lat.
- Tak, teraz przypominam to sobie.. To wtedy ten zdrajca Lynsverd zabił kilku Uświęconych.
- Tak - odpowiedział człowiek w garniturze. - I tutaj wracamy znowu do pana Marka.
- Mianowicie..? - mistrz nie krył zniecierpliwienia.
- To tak na prawdę Marcel Lynsverd, syn tego zdrajcy, który zabił tylu naszych.



ROZDZIAŁ 9
 

Jagoda Dżejdża Niemczycka & Quieva Kujdowa

Odcinek 44

- Czym żem ci znowu zawinił, moja droga, że tak okrutnie krzyczasz na mnie? - usłyszała nagle za plecami. Drgnęła gwałtownie, spłoszona obracając się za siebie.
W drzwiach stał Marco i z niekłamaną ciekawością przyglądał się całej scenie, unosząc w górę jedną brew.
- Czego mnie straszysz? - burknęła, wciąż jeszcze roztrzęsiona. - Jeszcze ci nie przeszły te twoje głupie nawyki z dzieciństwa?
- Ależ skąd bym śmiał - odparł z ironią, podchodząc bliżej i ujmując ją poufale acz stanowczo pod ramię. Spojrzał przy tym badawczo w oczy Justyny, której twarz momentalnie przybrała na powrót swój zwyczajny, zacięty i pewny siebie wyraz. - Po prostu długo cię nie było, więc chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Czy kobieta nie ma prawa pobyć chwilę sama, byś zaraz nie deptał jej po piętach? - odparła rozdrażniona, siląc się na spokojny ton i stanowczo uwalniając się z jego uścisku.
- To zależy od tego, czym się wtedy zajmuje - stwierdził dobitnie, już bez uśmiechu.
Widać było, że czuł się wyraźnie nieswojo. Widział wyraz twarzy Karmel; zbyt długo ją znał, żeby nie wyczuć w jej głosie kłamstwa. Doskonale wiedział, że musiała mieć właśnie jedną ze swoich wizji, instynktownie wyczuwał jednak, że nie był to najlepszy moment, by drążyć ten temat.
- To może ja już pójdę.. - mruknął zakłopotany, stojąc w progu. - Porozmawiamy później, jak odpoczniesz - dorzucił w końcu, po czym wyszedł.
Sam nie wiedział, dlaczego tak właściwie odszedł, nie próbując się dowiedzieć czegoś więcej. Podświadomie czuł, że ta wizja Karmel miała dużo wspólnego z nim, ale w inny sposób niż dotychczas. Nie miał jednak zamiaru teraz się tym zadręczać. Padał z nóg i jedynym, czego w tym momencie tak naprawdę pragnął, był sen. Zameldował więc Antoniemu, że z dziewczynami wszystko w porządku i wróciwszy do domku rzucił się na stare skrzypiące łóżko w pokoiku, które zwolniła właśnie Justyna.

Sen przyszedł szybko. Otulił jego świadomość cieplej niż stary, przeżarty przez czas i mole koc dziadka Antoniego. Z mroku zaczęły się wyłaniać nieokreślone kształty i obrazy. W kolorystyce i atmosferze tego snu było coś bardzo niepokojącego i przerażającego. Oczami podświadomości ujrzał wnętrze drewnianej chaty, kołysanej gwałtownym powiewem wiatru. Intuicja podpowiadała mu, że był już tu kiedyś, z zakurzonych zakamarków własnej pamięci nie mógł jednak wydobyć żadnego konkretnego wspomnienia, potwierdzającego to przypuszczenie. Nagle usłyszał przeraźliwy, kobiecy krzyk. Zobaczył wysoką, szczupłą kobietę o długich, płowych włosach i łagodnych rysach twarzy, gwałtownie odpychającą małego chłopczyka, trzymającego się jej kurczowo. W jej jasnych, błękitnych niczym bezchmurne niebo oczach dostrzegł przerażenie, ale też determinację. Chłopczyk - na oko czteroletni - zrozumiał polecenie i momentalnie wsunął sie pod ciężkie rozłożyste łoże, stojące w rogu pokoju. Zapanowała ciemność. Krzyk kobiety stopniowo narastał, stawał się coraz silniejszy, w końcu był tak silny, że zdawał się przewiercać czaszkę na wylot, po czym zaczął stopniowo maleć, niknąć, aż w końcu zapanowała całkowita cisza.

Obudził się zlany potem. Zwlókł się z posłania i podszedł do lustra, nerwowo trzęsąc dłońmi. W osłupieniu gapił się na własne odbicie: przy skórze pojawiły mu się już jasne odrosty, a oczy spowijała mgła niepewności i przerażenia.
Znał to spojrzenie. Dokładnie taki sam wyraz miały oczy kobiety ze snu.




 

Michał Nowina

Odcinek 45



Wpatrując się w swoje odbicie próbował usilnie przypomnieć sobie, czego dotyczył ten sen. Czuł wyraźnie, że była to wizja z przeszłości. Nie pamiętał wczesnego dzieciństwa - jego najwcześniejszym wspomnieniem był sierociniec, a potem zastępcza rodzina, która dała mu tyle ciepła i miłości. Cenił przybraną matkę i ojca, to oni byli dla niego prawdziwą rodziną. Dzięki tej wizji zrozumiał jednak, że kobieta ze snu musiała być jego biologiczną matką i że rodzieliły ich bardzo dramatyczne wydarzenia.
Nie mogąc poradzić sobie z mętlikiem myśli klębiacych się w głowie, postanowił się przewietrzyć.
Wyszedł na ganek, oświetlony mdłym światłem słabej żarówki. W kącie, na bujanym fotelu, siedział niemy łowca demonitów i bacznie lustrował wzrokiem teren. Uśmiechnął się na jego widok. Marco odwzajemnił ten uśmiech i skinął lekko głową. Zszedł po schodkach i wpatrzył się w ciemność ponad lekko połyskującą taflą wody.
Na drugim przegu poprzez noktowizyjną lornetkę obserwowała go para ciekawskich oczu. Obserwator przyłożył telefon do ucha i zameldował:
- Cel numer jeden w zasięgu wzroku. Cel numer dwa w budynku. Co robimy?
- Czekać, w razie potrzeby interweniować. Cele od jeden do cztery musza przeżyć.
- Ok, w takim razie kontynuujemy obserwację.




 

Michał Nowina

Odcinek 46


 

"Cel numer jeden" był obserwowany także przez "cel numer dwa", skryty za firanką małego okienka w aneksie kuchennym. Antoni polubił na swój sposób tego aroganckiego zawadiakę, który starał się udowodnić całemu światu, jaki to jest wspaniały, chociaż tak naprawdę nie musiał wcale tego robić. Podejrzewał, że to niedowartościowanie musi mieć związek z jakimiś dramatycznymi przeżyciami kompana, i sięga korzeniami prawdopodobnie jeszcze czasów jego dzieciństwa. Marco jakby nie zauważał, jaki jest bystry, inteligentny i wrażliwy, przejawy tej ostatniej cechy usilnie skrywając pod opryskliwym, czasami chamskim zachowaniem. Antek zdawał sobie sprawę, że nie jest przez niego specjalnie lubiany. Miał jednak nadzieję że to się zmieni, kiedy towarzysz wspólnej niedoli w końcu w pełni zrozumie, że tylko współpracując razem mogą wyjść z tego bagna, i że bez chociażby wątłej nici porozumienia i wzajemnej akceptacji nic z tego nie wyjdzie. Trudno pogodzić ogień z wodą, lecz Antoni w myśl maksymy, że nadzieja umiera ostatnia, postanowił cierpliwie poczekać. Wierzył, że Marco wreszcie dojrzy szczerość jego intencji i obdarzy go zaufaniem. Tylko wtedy będą mieli szanse na przeżycie.


ROZDZIAŁ 10
 

 

Weles

Odcinek 47


 

Telien obejrzała się na samolot, z którego właśnie wysiadła, schodząc na ziemię nieobciążona nawet najmniejszą walizką. Utrzymany w dobrym stanie Airbus A318 był jej własnością, dla niej pracowali służący i tragarze, dzięki którym drobniutka Telien opływała w luksusy. Po części nawet to lotnisko do niej należało, tak samo jak pobliska ekskluzywna willa, do której miał ją za chwilę zawieźć znajomy szofer.
W gruncie rzeczy nie należało to bezpośrednio do Telien, tylko do jej rodziny.
Głównie to do jej ojca.
Słońce nieźle przygrzewało, co w Tunezji nie jest chyba niczym niezwykłym. Włosami dziewczyny i jej zwiewną, turkusową spódnicą poruszał lekki tylko wietrzyk. Stwierdziła, że mogła się tak nie malować.
Westchnęła i odtworzyła w myślach rozmowę z ojcem.
" - Mam chować się po kurortach, bo ta banda jest nieprzewidywalna? - zapytała wtedy ojca, pełna zdziwienia. Miała zamiar drążyć temat. - Jesteśmy jedną z najpotężniejszych rodzin na tej planecie, czemu więc mam się przed nimi kryć? Loża nie powinna wysyłać na urlop zajmującej się sprawą Wiedzącej!
- Córeczko - zaśmiał się jej ojciec, popijając wtedy jakieś pieruńsko drogie whisky - Dawno nie odpoczywałaś od pracy. Zresztą, to jest zajęcie, którym musi zająć się specjalnie przygotowany zespół...
- Ojcze! - zaprotestowała, miętoląc w palcach zdjętą arafatkę - Powrót rodu Lynsverdów na scenę! Krew Archanioła w obiegu! Czy ty naprawdę masz zamiar trzymać mnie z dala o tych wydarzeń?
- Tak - bankier uciął rozmowę tymi właśnie słowami. "

Teraz Telien stała gdzieś na lotnisku, u wybrzeży wyspy należącej do jej rodziny. Nie wolno jej było opuszczać granic tej wyspy i ojciec miał ją powiadomić, gdy będzie mogła wrócić do działania w szeregach Loży.
Na dobrą sprawę ją więzili.
Nie podobało się jej to.
Klasyczna, czarna limuzyna przepłynęła przed nią i Wiedząca Loży wsiadła doń.
Wiedziała, co czeka ją przez najbliższe tygodnie. Za dużo słońca, za dużo za głośnej muzyki, za dużo makijażu, tancerki wszelkich rodzajów i o wiele za mało naprawdę ważnych wieści.
Po głowie krążyły jej obrazy. Jakoś będzie musiała dobrać się do wieści i materiałów odnośnie Marco Lynsverda i tej całej Karmel.



 

bottom of page