top of page

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 5

 

 

Michał Nowina

 

Odcinek 17.

Antoni, zadowolony z chwili ciszy, zaczął intensywnie myśleć. Drażniło go, że tak naprawdę nie znał dziadka. Wychodziło na to, że staruszek prowadził podwójne życie. Teraz jednak już go nie było, a on dostawał za to rykoszetem. W dodatku w to wszystko zostali wplątani inni ludzie.

Cieszył się, że jest z nim Dorota. Dodawała mu otuchy. Jej przebojowość oraz szósty zmysł mogły się teraz okazać na wagę życia i śmierci. 
– Gdybym mógł od czegoś zacząć, znaleźć jakiś punkt zaczepienia.. – pomyślał na głos.
Po tych słowach szum wiatru w uchylonym oknie odpowiedział mu cichym głosem dziadka Janka. 
– „Toni, zacznij tam, gdzie ja skończyłem.”
Głos umilkł równie szybko, jak się pojawił.
– Słyszeliście? – Antoni zapytał zamyślony.
– Niby co, mądralo? – odburknął obrażony Marco.
Antek nagle zrozumiał, że ten głos słyszał tylko on. Musiał jednak postawić wszystko na jedną kartę. Jedynie wspólne myślenie pozwoli im wyjść z tego cało. Zignorował więc fumy długowłosego i powiedział:
– Dobra, powiem teraz coś, po czym uznacie mnie za świra.
– Nie wysilaj się. Dobrze wiemy, że nim jesteś i nie musisz nam tego udowadniać – dociął mu Marco, wyraźnie zdenerwowany tym, że chłopak go ignoruje.
– Siedź cicho i schowaj swoje ego do kieszeni – odpowiedział Antek.
– Lepiej bym tego nie ujęła – dodała Dorota.
Antoni nie czekał na kolejną docinkę ze strony mężczyzny, tylko mówił dalej:
– Przed chwilą usłyszałem głos dziadka. Kazał mi zacząć tam, gdzie on skończył. Tylko, że w tym momencie nie mogę zrozumieć, co to ma oznaczać? Potrzebuję jakiejś wskazówki. Sam nie dam rady rozwikłać tej zagadki.

 


Jagoda Dżejdża Niemczycka i Michał Nowina


Odcinek 18.

 

Justyna z niepokojem popatrzyła na Antoniego. Cóż, rozmowy z istotami z zaświatów z pewnością nie należały do normalnych, wyznanie archeologa wzbudziło więc w niej niepokój. Pomimo swego zazwyczaj racjonalnego podejścia do życia postanowiła jednak dopytać się o szczegóły wizji Antoniego, w ich obecnej sytuacji bowiem każda wskazówka mogła okazać się kluczowa.
- Muszę przyznać, że to co powiedziałeś trochę mnie zaniepokoiło - odezwała się po dłuższej chwili. - Możesz opowiedzieć nam, co dokładnie usłyszałeś?
- "Zacznij tam, gdzie ja skończyłem"- dokładnie tak, nic więcej .
- Hmm...- zamyśliła się Karmel, włączając do rozmowy - Tam gdzie ja skończyłem... wynika z tego, że dziadek chce nas zaprowadzić albo do tej chałupki, którą ty Antosiu miałeś nieszczęście odziedziczyć, albo...
- Albo nad jezioro - odezwał się dotąd milczący Marco. 
- Wreszcie powiedziałeś coś mądrego - z przekąsem wtrąciła Dorota. - Oczywiście, że chodzi o jezioro, to przecież tam nasz dziadzio wyzionął ducha. Zastanawia mnie tylko, co mogłoby się tam kryć oraz jaką wskazówkę mielibyśmy znaleźć w tym miejscu.
- Cóż, nie dowiemy się, zanim sami nie zobaczymy. Zamiast gadać i tworzyć jakieś teorie, po prostu tam pojedźmy - odparła pewnie Justyna.
Po pewnym czasie ciszę przerwał Antoni:
- Naprawdę dajecie wiarę głosom w mojej głowie i uważacie, że informacje, które rzekomo otrzymałem od zmarłego dziadka, mogą być jakąś wskazówką? - powiedział niepewnie. Sam już nie wiedział, co o tym myśleć i czy powinien wierzyć nawet samemu sobie. 
- Niczego nie jesteśmy pewni - odparła Justyna - Ale przekonaliśmy się już, że w przypadku tej sprawy zasady racjonalizmu nie są obowiązujące, a ponieważ nie mamy żadnych konkretnych poszlak, jesteśmy zmuszeni zbadać nawet najbardziej nieprawdopodobne z nich.
Antoni zamilkł. Argument pani detektyw wydawał się bardzo przekonujący, a on prawdę mówiąc nie miał ochoty na dalsze rozmyślanie o słuszności jej decyzji, skoro sam już fakt słyszenia przez niego głosów z zaświatów przyprawiał go o dreszcze.


Z lasu wjechali na obwodnicę miasta. Przemknęli nią, omijając centrum. Powoli zbliżali się do przedmieścia. Za oknami nie było już widać miejskich zabudowań, tylko rozległe, porośnięte trawą pola. Antoni rozpoznawał tą okolicę - to tutaj w dzieciństwie urządzali sobie z  dziadkiem  długie piesze lub rowerowe wędrówki. Uśmiechnął się do własnych wspomnień.
Z zamyślenia wyrwał go głos Justyny:
- Antoni, ocknij się. Dojeżdżamy do jeziora.
- A tak, faktycznie - powiedział trochę zamyślony.

Dawno tutaj nie był. Sam nie wiedział, dlaczego. Wszak uwielbiał ucieczki do letniskowego domku dziadka. Tutaj odpoczywał i ładował baterie.
Domek był nieduży, typu Baba-Jaga. Mieścił się w nim przestronny pokój z łóżkami, aneksem kuchennym i wydzieloną mikro łazienką, a na antresoli był mały gabinet z antycznym biurkiem. Takim samym jak w pokoju dziadka.
Samochód zatrzymał się przed wejściem. Wysiedli szybko i weszli niepewnie na ganek. Drzwi były otwarte, w środku wszystkie meble poprzewracane, a kuchnia i łazienka kompletnie zdemolowane.
Justyna wyjęła swojego Glocka i dała znak, żeby wszyscy pozostali na zewnątrz.
- Pani oficer wybaczy - wtrącił Marco, ale po ostatnim spotkaniu ze snajperem wolałbym być w pomieszczeniu.
- Dużo to tobie nie da. Te ściany przestrzeli nawet lichy SWD - odburknął Antoni, podnosząc z ziemi pogrzebacz do kominka.

Nagle z antresoli zeskoczył mężczyzna w czarnym habicie z kapturem i powalił Justynę. Antoni zamachnął się na niego pogrzebaczem, ale ten sprytnie uniknął ciosu, jednocześnie uderzając go kolanem w brzuch. Kolejny kopniak wylądował na twarzy Marco. Tylko Dorota w ostatniej chwili uniknęła kontaktu z butem napastnika, ale uchylając się potknęła się o krzesło i upadła na plecy. Napastnik dobył długi nóż i uniósł go w górę. W tym momencie padł strzał i mężczyzna runął na podłogę.
- Dzięki Bogu że masz broń - powiedział Marco, próbując zatamować krwotok z nosa.
- To nie ja strzelałam - Justyna przeładowała broń i spojrzała ukradkiem przez okno. - Cholera, co tu robi wóz policyjny?! - krzyknęła - Przecież do zajmowania się tą sprawą jestem oddelegowana tylko ja ze swoją ekipą, a nikomu nie wydałam polecenia, by przeszukać ten teren! - zawołała oburzona, po czym wyszła  na zewnątrz.
Obok jeepa Marco istotnie był zaparkowany radiowóz. Obok niego stał wysoki mężczyzna o ciemnych, rozwichrzonych włosach, na oko dwudziestopięcioletni. Schował broń i zaczął iść w jej stronę, gdy tylko ją dostrzegł.
- Witam panią, pani Justyno. Nazywam się George Holden, jestem z Interpolu - uśmiechnął się uprzejmie, po czym pokazał zaskoczonej Justynie swoją odznakę.
- Wziąłem wóz z komendy, żeby przyjrzeć się miejscu, gdzie zginął pan Jan Krzemiński. Oddelegowano mnie do Polski, żebym zbadał tę sprawę, ponieważ wiąże się ona z kilkoma innymi morderstwami w Dani, Francji i Austrii. Widzę, że przyjechałem w samą porę.
Kobieta spojrzała na Holdena podejrzliwie.
- Nie da się ukryć - odparła z udawanym uśmiechem. Człowiek ten  wzbudzał w niej irracjonalną , niczym nieuzasadnioną niechęć i podejrzliwość.
- Pani Justyno, proszę się mnie nie obawiać. Zapewniam panią, że mam czyste intencje i pragnę działać jak najbardziej na korzyść śledztwa - powiedział Holden, wyczuwając jej dystans. - A teraz, jakbym mógł, zapraszam was na rozmowę. Musimy ustalić co już wiemy i jakim tropem dalej iść. 
Głos policjanta brzmiał bardzo przekonywująco, Antoniemu jednak wydawało się, że w oczach Holdena dostrzegł złowrogi błysk, jakąś czerwoną iskrę. Cóż, chyba po prostu zaczynam wariować – westchnął w duchu, po czym posłusznie podążył w stronę radiowozu. Postanowił jednak zachować większość spostrzeżeń dla siebie.

 

Michał Nowina
 

Odcinek 19.

 

- Dobrze, że podjechał pan radiowozem. Będę mogła zawiadomić techników. Trzeba posprzątać w tym domku - powiedziała Justyna, otwierając drzwi samochodu.
- Racja, trzeba sprawdzić kim był napastnik - Holden uśmiechnął się i odwrócił w stronę Antoniego. - Niech pani wzywa ludzi, a ja porozmawiam z panem Krzemińskim i pozostałymi. Ta sprawa spędza sen z powiek policji w całej Europie.
Antek założył ręce na piersi, a stojąca obok niego Dorota uważnie przyjrzała się bosko przystojnemu policjantowi z Interpolu. Owszem, było z niego niezłe ciacho, ale jej wewnętrzny brzęczyk mówił jej, że może być co najmniej niestrawne.
Holden także zmierzył ją szybkim rzutem oka. Bez dwóch zdań stwierdził, że zdjęcia nie oddawały nawet w połowie jej urody. Była piękna, wręcz olśniewająca. W dodatku te oczy, niesamowite. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Po całej sprawie musi ją poznać bliżej, o wiele bliżej. Kto wie, może Loża zatrudni ją jako Wiedzącą? W jego poddańczym umyśle nawet nie powstała wątpliwość, że Dorota mogłaby nie chcieć takiego zaszczytu. 
W tym czasie Justyna wsiadła do auta. Chwyciła mikrofon radia i stwierdziła, że jest wyłączone. Zdziwiło ją to bardzo. Żaden glina, nawet największa fajtłapa, nie wyłączy radia w wozie. Przekręciła włącznik, ale nie zdążyła nadać komunikatu, ponieważ przez drzwi  domku dziadka Antoniego wyleciał Marco i upadł nieprzytomny przed schodkami. Wyskoczyła z auta, błyskawicznie wyciągając broń. Holden ruszył razem z nią, przeładowując swoją Berete.
- Sukinsyn miał kamizelkę! Ale ze mnie idiotka! Powinnam sprawdzi, czy żyje! - krzyknęła, wciekła sama na siebie.
- Nie czas na nerwy. Niech mnie pani osłania - odpowiedział oficer Inerpolu, dopadając do ściany przy drzwiach. Justyna wymierzyła broń w wejście, a Holden wskoczył z przewrotem do środka.
- Czysto! - krzyknął - Uciekł przez okno w kuchni!
Justyna nie opuszczając broni cofnęła się do Marco i sprawdziła, czy żyje. Odetchnęła z ulgą, kiedy wyczuła mocny puls. Antoni i Dorota też już dobiegli do leżącego.
- Ty idioto - mruknęła Karmel sprawdzając, czy jej przyjaciel jest cały - Co ci strzeliło do głowy, by grać bohatera? Przecież tobie nakopałby dzieciak z podstawówki.
- Dzięki za troskę - jęknął, powoli odzyskując przytomność. - Powiem szczerze, że mi jeszcze nikt takiego kopa nie zasadził. Za to zabrałem mu jego scyzoryk.
Po tych słowach wyjął spod siebie półmetrowe ostrze.
- To nie nóż - powiedział Antek - To misericordia.
- Co takiego? - zdziwił się półprzytomny wciąż Marco.
- Krótki średniowieczny miecz. Był stosowany przez rycerstwo do dobijania rannych na polu bitwy w celu skrócenia im męki - powiedział Holden, wychodząc na ganek.
- Skąd u pana taka wiedza historyczna? - zdziwił się Antoni.
- W moim wydziale trzeba dużo wiedzieć. Nawet nie wyobraża sobie pan, jacy wariaci chodzą po tym świecie.

 

 

 

Weles

 

Odcinek 20.


Kiedy główne gwiazdy przedstawienia oddały się rozmowie i oddaliły od poszkodowanego i jego znaleziska, ten syknął do Karmel:
- Ten palant mówi cicho i niewyraźnie - skrzywił się i ścisnął znalezioną broń. - Nie dosłyszałem jego pytania i nie dam sobie wmówić, że nie wiem, jak wygląda mizerykordia. Przecież spędziłem...
- ... niejeden dzień w bractwie rycerskim, tak, wiem - jęknęła Karmel, patrząc na niego z politowaniem. Pomogła mu wstać, ale ten z pychą wzgardził pomocą i otrzepał się. - Teraz powiesz, że kopniesz go w dupę tak, że jego wnuki będą się skarżyć?
- Żeby mieć wnuki, trzeba mieć najpierw dzieci - Długowłosy nie patrząc na nią ani w ogóle na resztę obecnych, na próbę zamachnął się ostrzem - A żeby mieć dzieci, to trzeba mieć jaja, Karmelku.
Dorota pragnęła dodać, że żeby mieć tak cięty język, trzeba umieć to poprzeć, ale przypomniała sobie, że Marco jest niepoprawny.
Poczuła szarpnięcie za ramię - brutalne szarpnięcie - i usłyszała polecenie:
- Porozmawiają państwo z nami o całej tej sprawie, wasze zeznania mogą bardzo wiele wnieść - silna, wielka dłoń jednego z policjantów zacisnęła się na ramieniu Doroty.
Czubek ostrza niedawno zdobytej mizerykordii z milczącym błyskiem pomknął do krótkiej, masywnej szyi funkcjonariusza. Zastygł tam, jak lśniąca, stalowa groźba.
- O niczym nie porozmawiamy, byczku - wycedził przez zęby Marco, z którego twarzy odpłynęła wszelka wesołość. Wyglądał poważnie. I groźnie. Zaiste, dobrze mu było z bronią w rękach.
Zaraz potem w stronę jego i Karmel wycelowały pistolety drugiego policjanta, George'a z Interpolu i detektyw Justyny.
- Czy to odmowa składania zeznań, czy napaść na funkcjonariusza, szefie? - zapytał drugi z policjantów.
- Lepiej wyjaśnijcie, jak do tego doszło - warknął Antoni, patrząc chłodno na Holdena, by zaraz rzucić pytające spojrzenie w stronę Bielskiej.
- Ten ogolony pudelek za brutalnie potraktował twoją kuzynkę - Marco zabrzmiał zimno, bardzo zimno. Ręka z mizerykordią nawet mu nie drgnęła. - A ja mam dość bycia ganianym przez policję i szczutym. Przejadło mi się to w życiu, a cała ta sprawa mi się nie podoba. Opuść tą broń, Holden. I niech twój drugi kolega zrobi to samo.
Idealnym wprost komentarzem do awantury był uśmiech Karmel, pełen dzikiej satysfakcji.
Kark w mundurze policjanta przełknął ślinę i patrzał na długowłosego świńskimi oczkami.
- Rozwiążmy to jak cywilizowani ludzie - zaproponował George, przeczesując włosy lewą ręką. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
- Ssij, palancie! - odpowiedział mu beztrosko Marco.
Wtedy Antoś rzucił się na Holdena, wytrącając mu broń, zaś pani detektyw celnie - jak to miała w zwyczaju - zdjęła drugiego z jego ludzi.
Uśmiech rozjaśnił twarz Marco - egoistyczny uśmiech - a w jego oczach błysnęła adrenalina, dużo adrenaliny. Gładkie, zamaszyste cięcie zostawiło czerwoną linię na gardle policjanta. Zwalił się na ziemię.
- Słodko - mruknęła Karmel - Bardzo, bardzo słodko.
- Nie wiem, komu z nas odbiło najbardziej - wycharczał Antoś, mocując się z Holdenem i byłby przegrał, gdyby nie pomoc Doroty, a konkretnie jej kopniaków - Ale będzie tylko gorzej. Jesteś szaleńcem! - krzyknął do Marco, który z pewną satysfakcją oglądał krew ściekającą z mizerykordii.
- Tylko wariaci są coś warci - Długowłosy puścił mu oko.

 

Michał Nowina

 

Odcinek 21.

 

Kiedy Justyna zakuła Holdena w kajdanki, Antoni doskoczył do Marco.
- Wariaci powinni być zamykani! Odbiło tobie?! - wykrzyknął. - Myślisz, że nie skumaliśmy, że te dwa łepki to lewe gliny?! Tym bardziej, że ten drugi wyłonił się niczym spod ziemi.
- Oj kuzynku, kuzynku - uśmiechnęła się Dorota - Żeby posądzać Marco o myślenie, wpierw byś musiał mieć pewność, że jest mu znana taka czynność. Ten osobnik działa na podstawie algorytmów, których ty, naukowiec, nie zrozumiesz. Jedno jest pewne: kłopoty to jego specjalność.
Marco, zezłoszczony przez Antka i upokorzony przez Karmel, podniósł ostrze w stronę młodego archeologa. Antoni nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Błyskawicznie przechwycił jego rękę i robiąc obrót wyłamał mu krótki miecz z dłoni. Na dokładkę dał mu kopniaka w tyłek, po czym postawił nogę na ostrzu.
- Zapamiętaj idioto, że to nie zabawa w drużynie rycerskiej, czy gra komputerowa! Tutaj scyzoryki są piekielnie ostre i nie odrodzisz się, kiedy ktoś ciebie zadźga! A tak w ogóle co ci strzeliło do głowy, żeby chlastać tego draba?!
- Bo ma to w naturze, tak jak jego przodkowie - odezwał się Holden, którego Justyna skutecznie wduszała w ziemię kolanem.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć, przebierańcu?- warknął Marco, patrząc wciąż na Antka niczym zabójca. Zanim mężczyzna mu odpowiedział, syknął do Antoniego przez zęby:
- Ty, studenciak, skąd znasz takie czary mary?
- To nieistotne - usłyszał w odpowiedzi - Bardziej interesujące jest, dlaczego ten łepek zadał sobie tyle trudu, żeby przebierać się za funkcjonariusza Interpolu.
- Nie jestem przebierańcem - obruszył się Holden - My po prostu jesteśmy wszędzie.
- My? To znaczy..? - zapytała dobitnie pani detektyw.

bottom of page